W Myślenickim Ośrodku Kultury i Sportu odbył się wernisaż wystawy zatytułowanej: „K-45. Skocznia Narciarska. Prawie zapomniana historia Myślenic”. Jej pomysłodawcą i inicjatorem jest zastępca burmistrza Myślenic Mateusz Suder. Ekspozycja prezentuje unikalne zdjęcia skoczni narciarskiej na myślenickim Zarabiu pochodzące ze zbiorów prywatnych Kazimierza Koska, Anny Ripper, Jerzego Krygiera i Kazimierza Pardyaka (cyfrowo opracował je Mariusz Węgrzyn). Podczas otwarcia wystawy obecni byli Kazimierz Kosek i Józef Chmiel, zawodnicy, którzy w okresie istnienia skoczni oddawali na niej skoki. O swoim ojcu Stanisławie Hołuju, który także skakał na myślenickiej skoczni opowiadała jego córka Marta Korowajczyk. Prezentacji zdjęć towarzyszył pokaz krótkiego filmu, który opracował Szymon Dyczkowski.
Historia skoczni
Obiekt o punkcie konstrukcyjnym K-45 został zbudowany przez Jana Hołuja (1864-1945) na zboczu góry Uklejna. Zapewne miało to miejsce pod koniec dwudziestolecia międzywojennego, mówią o tym zapisy znalezione w archiwalnych dokumentach KS. Dalin Myślenice oraz fotografia z 1939 r. Następnie w latach 50. XX wieku został zmodernizowany przez Stanisława Marusarza (1913-1993), słynnego polskiego skoczka narciarskiego i wielokrotnego olimpijczyka. Według obecnych kryteriów Międzynarodowej Federacji Narciarskiej obiekt klasyfikowany byłby jako skocznia mała.
Obiekt posiada betonowy próg o wysokości 110 cm i szerokości 490 cm i jest naturalnie wkomponowany w górskie zbocze na myślenickim Zarabiu – podobnie jak Wielka Krokiew w Zakopanem. Zapewne dzięki temu, pomimo pół wieku zapomnienia, oparł się on próbie czasu. Na zmodernizowanej skoczni narciarskiej w Myślenicach od połowy lat 50-tych odbywały się zawody, w których oprócz miejscowych brali udział zawodnicy z Krakowa, Rabki, Nowego Targu i Zakopanego, a nawet uczestnicy Mistrzostw Polski. Tak było zapewne do końca lat 60-tych, ponieważ w 1961 roku sekcję narciarską KS Dalin oraz umowę z trenerem rozwiązano. Powodem były częste problemy ze śniegiem i koszty modernizacji skoczni. Na skocznię wchodziło się pieszo, miejscami po ziemnych schodach stabilizowanych drewnianymi belkami. Samo miejsce lądowania było w lecie polem uprawnym i po orce pozostawały skiby, stąd w zimie trzeba było dużo śniegu, aby komfortowo wyhamować po lądowaniu.
Foto: Maciej Hołuj
[post_gallery]