Cztery lata kadencji posła minęły niczym z bicza strzelił, chciałem Pana zapytać czy po tych czterech latach sprawowania mandatu czuje się Pan usatysfakcjonowany, spełniony jako poseł?
WŁADYSŁAW KUROWSKI: No cóż, początki nie należały do łatwych, trudno było sobie wyobrazić jak sprawowanie mandatu ma wyglądać, nie miałem w tym względzie żadnego doświadczenia. Pomógł mi gen samorządowca, wszak w pracy samorządowej jestem nieprzerwanie od prawie 30 lat. Myślę, że moja działalność poselska naznaczona została działalnością samorządową. Starałem się być blisko samorządu, blisko ludzi, ludzi tworzących organizacje, stowarzyszenia, jednostki OSP. Pod tym względem mogę czuć się usatysfakcjonowany. Moja aktywność jako posła kontynuowana była nawet w okresie pandemii, kiedy moje biuro przez cały czas funkcjonowało.
Często mówi Pan o samorządzie, rozumiem, że praca posła nie może być od samorządu oderwana, to w zasadzie sól jego działalności?
Owszem. Przez wszystkie cztery lata koncentrowałem się na niesieniu pomocy samorządowcom głównie na płaszczyźnie pozyskiwania środków zewnętrznych i z czystym sumieniem mogę dzisiaj powiedzieć, że udało się w tej materii zrobić bardzo dużo. Dużo dla samorządów, a przez to dużo dla mieszkańców.
Nie wszyscy wiemy jak wygląda przeniesienie pracy posła z tzw. terenu na salę sejmową czy w gabinety ministerialne. Czy mógłby Pan opisać ją pokrótce?
Aby poseł mógł działać muszą istnieć możliwości pozyskiwania środków. Dzięki temu, że istnieją: Rządowy Fundusz Inwestycji Lokalnych, Rządowy Fundusz Inwestycji Strategicznych, Rządowy Fundusz Rozwoju Dróg ja jako poseł mogłem i mogę lobbować w kwestiach pozyskania środków z tych funduszy na rzecz samorządu.
Jak wygląda ten lobbing?
Należę do tej grupy posłów, którzy nie spędzają czasu w zaciszu gabinetów czy na sali sejmowej, tylko odwiedzają instytucje rządowe czy siedziby ministerialne, rozmawiają, uzasadniają, lobbują. Oczywiście podstawą do takiego działania jest poprawnie złożony wniosek przez dany samorząd. Muszę w tym miejscu pochwalić nasze samorządy, wnioski składane przez gminy powiatu myślenickiego były poprawne. Sprawa nie należy do prostych bo przecież poseł poza lobbowaniem i dreptaniem od ministra do ministra musi jeszcze wypełniać obowiązki związane z pełnieniem mandatu uczestniczyć w posiedzeniach sejmu czy w posiedzeniach komisji. Bywa, że wychodzę z pokoju hotelowego o 7-ej rano i wracam do niego o 21-szej.
Wiemy zatem co nieco o pracy posła w Warszawie, a jak ocenia Pan swoją pracę w terenie, czy też jest Pan z niej zadowolony, usatysfakcjonowany?
Tak, jestem. Moje doświadczenie samorządowe, o którym wspominałem jest tutaj niezwykle pomocne. Od lat znam burmistrzów, wójtów, oni znają mnie, dlatego każda ze stron wie na co ją stać i czego można od niej oczekiwać, wiemy co możemy wspólnie zrobić dla dobra społeczności lokalnej. Zapotrzebowanie na współpracę musi wychodzić z obu stron. Nie narzucam się, ale proponuję, współpracuję z każdym samorządem, który tego ode mnie oczekuje.
Czy są gminy na terenie powiatu myślenickiego, z którymi współpraca układała się przez te cztery lata lepiej i czy są takie, które na tę współpracę były mówiąc delikatnie oporne?
Tutaj ułatwieniem jest też zbieżność poglądów politycznych, z gminą Myślenice i Pcim wiąże mnie praca jaką kiedyś na ich terenie wykonywałem, naturalną rzeczą jest, że łatwiej mi się z nimi rozmawia, ale nie stronię od kontaktów z pozostałymi gminami i uważam je za poprawne, a nawet dobre. Najważniejszy jest przecież interes naszych mieszkańców. Łączy nas nasza Mała Ojczyzna i Biało Czerwona.
Muszę teraz zadać pytanie, które samo ciśnie się na usta zwłaszcza jeśli rozmawiamy o podsumowaniu Pana poselskiej kadencji: co uważa Pan w niej za swój największy sukces?
Istotą pracy posła jest stanowienie prawa. Odbywa się to na różnych ścieżkach, głównie na ścieżce udziału w debatach nad ustawami czy też inicjowaniu pewnych rozwiązań. Uważam, że moim największym sukcesem było zapoczątkowanie procesu legislacyjnego dotyczącego ustawy „drogowej” i fakt, że została ona doprowadzona do końca. Ta ustawa jest bardzo ważna zwłaszcza dla Polski południowej.
Tam gdzie jest sukces bywa i porażka. Czy ma Pan jakąś na swoim koncie?
Są pewne sprawy, które wymagają jeszcze dalszej pracy. Jestem przewodniczącym zespołu parlamentarnego, który powołałem do życia, to zespół Ochrony Dorzecza Górnej Wisły i w tym obszarze jest jeszcze sporo do zrobienia, miałem pomysł, który na razie się nie przebił, a który cały czas mam w głowie, to utworzenie funduszu wsparcia ochrony przed powodziami. Może trudno to nazwać porażką, ale nie udało się do tej pory sprawy sfinalizować.
Rozmawiamy tutaj o pracy posła, o problemach z jakimi musi się mierzyć, ale nic nie wspominamy o tym w jaki sposób fakt, że pełnił Pan przez cztery ostatnie lata tę zaszczytną funkcję zmienił Pana życie rodzinne?
No cóż, nadal jestem szczęśliwym małżonkiem, a że nasze dzieci są dorosłe ten problem mamy z żoną za sobą. Oczywiście żona od czasu do czasu narzeka, że jestem gościem w domu, ale rozłąka nie jest długa, a ja zawsze z zadowoleniem wracam do domu.
A teraz garść statystyk, ile razy wystąpił Pan na mównicy poselskiej?
Myślę, że około pięćdziesięciu razy.
Czy za pierwszym razem miał Pan tremę?
Jestem doświadczonym samorządowcem zatem tremy nie miałem, ale było to dla mnie nie lada przeżycie. Wszystkie statystyki dostępne są na stronach sejmowych i każdy kto tylko zechce może je zobaczyć. Chciałbym tutaj przy okazji przypomnieć, że ilość wystąpień posła na mównicy wcale nie musi świadczyć o jego aktywności i skuteczności.
Do wyborów pozostało niewiele, kilkanaście dni, wiemy już, że ubiega się Pan w nich o reelekcję, jak ocenia Pan swoje szanse startując z siódmego miejsca na liście?
Startuję dokładnie z tego samego miejsca co cztery lata temu. Oczywiście przyjmuję do wiadomości kto będzie moim rywalem czy rywalami w wyścigu po mandat, ale nie epatuje się tym, bo wiem, że solidnie przepracowałem cztery ostatnie lata i mam nadzieję, że wyborcy ten fakt docenią co będzie dla mnie potwierdzeniem efektów tej pracy. To nie miejsce na liście daje mandat poselski ale wyborcy. Pracuję do końca dla mieszkańców naszego okręgu z pokorą oczekując na wynik oceny mojej pracy. To już 15 października.