SEDNO: Od dzieciństwa jest Pani związana z Sułkowicami, wcześniej jako dyrektorka tutejszego Zespołu Szkół Zawodowych i Ogólnokształcących oraz osoba opiekująca się i prowadząca galerię sztuki „Internat” obecnie jako radna powiatowa z tego okręgu. Zapewne dlatego posiada Pani rozległą wiedzę na temat tego, jak dzisiaj rozwija się samo miasto i jego sołectwa. Czy Pani zdaniem jest to rozwój na miarę oczekiwań?
ALEKSANDRA KORPAL: Owszem, jestem od dzieciństwa związana z Sułkowicami, ale urodziłam się i przez 20 lat życia mój DOM był w Jaśle. Tam moi Rodzice – Maria i Wiesław Korpalowie – po spaleniu przez Niemców (24/25 stycznia 1945 r.), dosłownie nad Ich i rodziny głowami, rodzinnego domu i zabudowań gospodarskich w Sułkowicach, znaleźli pracę i mieszkanie. W Jaśle ukończyłam Szkołę Podstawową i Liceum Ogólnokształcące, a przez pierwsze lata studiów w Krakowie co tydzień przyjeżdżałam do Rodziców, do Jasła, aby spotkać się też z przyjaciółmi. Jednak przez wszystkie te lata wiedziałam, że tak naprawdę nasz dom jest w Sułkowicach. Tutaj, odkąd pamiętam, spędzałam wakacje i obserwowałam jak Rodzice cegła po cegle odbudowują dom i gospodarstwo. Nawet pomagałam przy przekładaniu cegieł do suszenia czy stawianiu postawków podczas żniw! Pamiętam Sułkowice z tamtych lat. Bita droga ciągnąca się przez wieś, rzadka zabudowa, ale czysta rzeka gdzie na jazie (na „piscali”) można było trenować pływanie. Pamiętam skrzyp żurawia ciągnącego wodę ze studni, stuk cepów w stodole, jazdę drabiniastym wozem po zboże na Zieloną i dwa – trzy samochody przejeżdżające przez wieś w ciągu dnia. Ten związek z Sułkowicami spowodował, że wybrałam studia w Wyższej Szkole Rolniczej (dziś Uniwersytet Rolniczy w Krakowie), choć moi wspaniali profesorowie licealni doradzali zgoła inne kierunki. W tamtym czasie ani myślałam o nauczycielstwie. Nawet podjęłam pracę w Krakowskiej Hodowli Roślin. Ale wtedy w Zasadniczej Szkole Mechanizacji Rolnictwa w Sułkowicach zwolnił się etat nauczyciela zawodu w zakresie budowy maszyn i ciągników rolniczych, czyli mojej specjalizacji, i zaczęto mnie namawiać na jego podjęcie. Ostatecznie zgodziłam się (skusiły mnie wolne wakacje!). I tak w 1971 r. zamieszkałam na stałe w Sułkowicach (Rodzice wrócili do Sułkowic 2 lata wcześniej). To już 50 lat! obserwuję przemiany zachodzące w mieście i sołectwach naszej Gminy. Pyta Pan, jak dzisiaj rozwija się Gmina i czy jest to rozwój na miarę oczekiwań? Ja zapytam … ale czyich oczekiwań? Dlatego zwrócę uwagę na kilka najważniejszych, moim zdaniem przemian, pozostawiając odbiorcy ich ocenę. Przez lata każdy kto chciał budować dom otrzymywał zezwolenie, ale nikt nie zadbał o to, aby zaplanować dojazdy. Dziś ulice miasta są asfaltowe, ale, poza głównymi starymi traktami, bez chodników, bez poboczy i tak wąskie, że trudno wyminąć się dwóm samochodom osobowym lub wręcz trzeba czekać na mijankach. Kompletny brak miejskich założeń urbanistycznych. Sułkowice to wciąż jednoulicówka, podobnie jak otaczające je wsie, tyle, że o stokrotnie większym nasileniu ruchu. Sułkowice dość wcześnie miały wodociągi, a początki kanalizacji i gazyfikacji to lata 90-te ubiegłego stulecia. Równolegle rozpoczęto modernizację wysypiska śmieci, zorganizowano wywóz nieczystości i oczyszczanie ulic miasta. Mieszkańcy robią wszystko, aby ich posesje piękniały. Idąc ulicami widać wyraźne zmiany na korzyść. Tymczasem w lasach, rzekach i potokach spotyka się dzikie wysypiska śmieci, zaśmiecane są ogólnodostępne place i skwery, niszczone urządzenia miejskie i rekreacyjne. W sezonie grzewczym trudno wyjść z domu, a i poza nim z czystością powietrza nie jest dobrze. Tragicznie wpływa na to na pewno zwiększony ruch samochodowy, ale też „utylizacja” odpadów z zakładów meblarskich – nowej w gminie gałęzi rzemiosła. Podziwiam kreatywność miejscowych rzemieślników. Cieszy każdy nowopowstały zakład. Tym bardziej, że główny dawniej pracodawca F.N. „KUŹNIA” znacznie ograniczył zatrudnienie. Jednocześnie w moim odczuciu zbyt mało słychać tu o tradycyjnym rzemiośle kowalskim. Często ludzie spoza Sułkowic lepiej znają twórczość naszych kowali niż miejscowi. To tak, jakby wstydzili się tradycji z której wyrośli. To kilka moich spojrzeń na rozwój w sferze „materialnej”. W sferze „niematerialnej” wygląda to inaczej w samych Sułkowicach, a inaczej w sołectwach. Dawniejsze Kółka Rolnicze i Koła Gospodyń Wiejskich przekształciły się w prężnie działające Stowarzyszenia i wraz z miejscową OSP i Radą Sołecką tworzą swoiste centra kultury integrujące społeczność danej wsi. Mają własne wydarzenia kulturalne, zespoły regionalne i kluby sportowe. Promują tradycje, zabytki i przyrodę swojej wsi. Nieco inaczej wygląda to w Sułkowicach. Pamiętam moje zdziwienie z pierwszych lat pracy nauczycielskiej, gdy zorientowałam się że w mieście nie ma miejsca, gdzie możnaby interesująco spędzić wolny czas. Nawet Gminny Ośrodek Kultury mieścił się w Rudniku. Młodzieży musiała wystarczyć oferta zajęć pozalekcyjnych szkół (podstawowa i ZSZ), a starszym boisko sportowe lub przysłowiowa „budka z piwem”. Była, owszem, jeszcze orkiestra dęta, Koło Gospodyń Wiejskich i OSP, ale tylko dla wąskiej grupy zainteresowanych. Drugi szok przeżyłam, gdy zorientowałam się, jak wielu mieszkańców Sułkowic zdaje się nie znać historii swej miejscowości ani ludzi którzy ją tworzyli, nie szanuje tradycji z której wyrośliśmy i nie docenia tego, co stworzyli nasi przodkowie. Przykładem są zburzone lub niszczejące zabytki architektury, w tym unikatowe kuźnie, czy rolnictwo i kowalstwo, które stały się „wstydliwymi” zawodami. Przykładem może być też I Zjazd Absolwentów w 1994 roku z okazji 100-lecia szkolnictwa zawodowego w Sułkowicach. Wśród licznie zgromadzonych absolwentów miejscowi stanowili zaledwie 20%, gdy tymczasem wśród tysięcy absolwentów na przestrzeni stulecia miejscowi stanowili powyżej 80% absolwentów – wspaniałych fachowców, mądrych ludzi i wielkich patriotów.
Od lat 90-tych sytuacja zmienia się, moim zdaniem, na lepsze. Odbudowanie tożsamości lokalnej, więzi i szacunku do miejsc i ludzi, to proces długofalowy, wymagający wytrwałości i zaangażowania wielu ludzi dobrej woli. Galeria Internat, o której Pan wspomniał, i związane z nią plenery malarskie to historia ostatnich 25 lat. Jej zadaniem jest propagowanie piękna, kultury i historii naszego regionu, w tym ludzi, którzy ją tworzyli (Cykl „PORTRETY”). To ponad 300 wystaw, wydarzeń artystycznych i spotkań dyskusyjnych, które organizowali uczniowie i nauczyciele naszej szkoły (ZSZiO w Sułkowicach). W Galerii Internat spotykają się historia z teraźniejszością, malarstwo, rzeźba i fotografia, twórcy profesjonalni i amatorzy, sztuka i rozrywka, dlatego zarówno dorośli, jak i młodzież znajdą tu okazję do miłego i pożytecznego spędzenia czasu. Od kilkunastu lat Galeria Internat nie jest osamotniona na polu działalności kulturalnej w Sułkowicach. Mamy Sułkowicki Ośrodek Kultury z bogatą ofertą dla młodzieży. Działają niezależne zespoły muzyczne, wokalne i taneczne. Usytuowana w centrum Biblioteka Miejska poza wypożyczaniem książek prowadzi szeroką działalność edukacyjną. Jest też przy niej Izba Tradycji, czyli mini muzeum dawnych urządzeń domowych i kowalskich oraz wyposażenia, wyrobów i dokumentów. Szkoda tylko, że w tak szczupłym pomieszczeniu.
W ostatnich latach olbrzymią pracę w zakresie integracji społeczeństwa Sułkowic i gminy wykonuje Towarzystwo Przyjaciół Sułkowic KOWADŁO. Promocja ciekawych osobowości z terenu gminy w comiesięcznych spotkaniach, pamięć o historycznych wydarzeniach z udziałem sułkowiczan w cyklu „Ławeczka pamięci”, wydawnictwa „Drogi do wolności – dzieje przodków walczących o wolność Polski” i „Gwara sułkowicka” to tylko niektóre przykłady tej działalności potwierdzające, że sięganie do korzeni mobilizuje mieszkańców do działania. Dowodem na to są dziesiątki godzin nagrań wspomnień w „Mówionej historii Sułkowic”. Szkoda, że w tym wszystkim zagubił się nam gdzieś sport, te sukcesy piłkarek ręcznych, o których było głośno nie tylko w Polsce. Uogólniając odpowiedź na Pana pytanie powtórzę, że rozwój gminy Sułkowice, mimo potknięć, idzie w dobrym kierunku.
Skoro tak, proszę powiedzieć, jakie kierunki rozwoju, Pani zdaniem, są dla Sułkowic priorytetem, zarówno w zakresie społecznym jak i kulturowym?
Przede wszystkim „czyste powietrze” nie może być tylko hasłem, ale priorytetem działania wszystkich mieszkańców. Burmistrz Sułkowic organizuje spotkania informacyjne nt. odnawialnych źródeł energii. Rada Miejska zwiększa pulę środków na dotacje do wymiany pieców c.o. Wspaniałe działania podejmuje miejscowy Ośrodek Zdrowia, a szczególnie dr Łukasz Zarzecki i jego brat Marcin Zarzecki organizując spotkania unaoczniające szkodliwy wpływ zanieczyszczonego powietrza na nasze zdrowie. Dzięki nim możemy też na bieżąco śledzić poziom zanieczyszczenia powietrza w gminie. Ale te działania nie pomogą, dopóki sami mieszkańcy nie zrozumieją, że czyste powietrze to dobro nas wszystkich. Zaśmiecone lasy i miejsca publiczne, czarny, śmierdzący dym z kominów, zniszczone urządzenia miejskie, znaki drogowe czy nowo utworzone lub odnowione miejsca turystyczne i wypoczynkowe to nienajlepsza wizytówka gminy. Takie „obrazki” nie przyciągną gości – turystów. A właśnie w turystyce, moim zdaniem, należy upatrywać nowego kierunku rozwoju miasta i gminy. Mamy już stok narciarski, zalew, mini „skansen” w izbie tradycji i pierwszy przystanek turystyczny przy Szlaku Jakubowym. Mamy zabytki sakralne, zabytki przyrody i resztki zabytków architektury. Gdyby te punkty połączyć szlakami pieszymi lub rowerowymi, dobrze opisanymi, powstałaby ciekawa oferta aktywnego wypoczynku, atrakcyjna nawet dla bliskiego Krakowa i dostępna w różnych porach roku. Wokół tych tras z czasem powstanie zaplecze turystyczne – i to będzie rozwojem zarówno społecznym jak i kulturowym gminy.
Jako radna powiatowa ma Pani kontakt z mieszkańcami Sułkowic i gminy. Z jakimi problemami zgłaszają się do Pani, co ich nurtuje, co im przeszkadza, co ich cieszy, a może co denerwuje?
Moje kontakty z mieszkańcami nie dotyczyły problemów które musiałaby rozwiązać radna Powiatu. Owszem, spotkałam się z pytaniami co, gdzie załatwić w Powiecie i moja odpowiedź pytającym wystarczyła do pozytywnego załatwienia sprawy. Większość kontaktów to raczej porady od wieloletniej nauczycielki i dyrektora szkoły średniej lub rolnika. Szczególnie te ostatnie ucieszyły mnie. Okazuje się że mimo, iż rolnictwo, szczególnie w Sułkowicach, „leży odłogiem” to jest wielu młodych ludzi, którzy wracają do uprawy roli, mają ciekawe pomysły i poszukują sposobu na ich realizację. Będę starała się stworzyć im możliwość dostępu do nowinek rolniczych i okazji do wymiany doświadczeń.
Nie jest Pani jedyną radną w Radzie Powiatu wywodzącą się z Sułkowic. Jest jeszcze Krzysztof Trojan. Można rzec, że to radny z drugiej strony barykady, często, a nawet najczęściej mający odmienne od Pani zdanie na wiele problemów nurtujących powiat. Jak na co dzień układa się Pani współpraca z radnym Trojanem?
Oprócz mnie jest w Radzie Powiatu jeszcze dwóch panów – rodowitych sułkowiczan – pan Krzysztof Trojan i pan Andrzej Pułka. Obaj są członkami Zarządu, a pan A. Pułka pełnił nawet funkcję wicestarosty! Współpraca między nami praktycznie nie istnieje. Panowie nie informują mnie o wiadomych im problemach czy wnioskach, ani o decyzjach Zarządu dotyczących Sułkowic czy sułkowiczan. Wszystkie uchwały w takich sprawach, niezależnie przez kogo wniesione, popieram mając na względzie dobro gminy. Raz mieliśmy okazję do współpracy, gdy burmistrz Sułkowic zwrócił się do nas o poparcie jego wniosku o sprzedaż gminie przez Powiat budynku byłego internatu ZSZiO po korzystnej cenie na tymczasową siedzibę Urzędu Gminy. Choć osobiście miałam wątpliwości co do przydatności tego budynku dla gminy starałam się poprzeć wniosek i uzyskałam przychylność całego Klubu PiS-u. Niestety panowie obstawali przy cenie ustalonej przez Zarząd, co przekraczało możliwości gminy. Ostatecznie uchwała nie trafiła pod obrady Rady Powiatu, a Rada Miejska w Sułkowicach odstąpiła od zamiaru zakupu budynku. I tak nikt nie zyskał, a stracił powiat.
W poprzedniej kadencji Rady Powiatu pełniła Pani funkcję przewodniczącej komisji edukacji. Odwołano Panią z tej funkcji w nie do końca „cywilizowany” sposób. Jak ocenia Pani edukację na terenie powiatu w szkołach, które znajdują się pod opieką starostwa powiatowego? Jak wygląda ona dzisiaj, w czasie pandemii? Czy Pani zdaniem władze powiatu dobrze wywiązują się z zadań jakie stawia przed nimi szkolnictwo średnie?
Funkcję przewodniczącej Komisji Edukacji, Kultury, Turystyki i Sportu Rady Powiatu Myślenickiego traktowałam jako zaszczyt i zobowiązanie. W pierwszym roku działalności, w związku z pogłębiającym się niżem demograficznym, postanowiliśmy skoncentrować się na szczegółowym poznaniu sytuacji szkół prowadzonych przez powiat. Odbyliśmy spotkania z dyrektorami i pedagogami szkolnymi, odwiedziliśmy wszystkie szkoły i sięgnęliśmy do danych statystycznych dot. funkcjonowania szkół z czterech lat wstecz. Na podstawie tych informacji powstał „Raport o stanie szkół” tzw. raport na wejściu, który miał być podstawą do oceny zmian w szkołach na koniec kadencji. Raport przedstawiłam Radzie wraz ze sprawozdaniem z rocznej działalności Komisji. Został przyjęty gromkimi brawami przez wszystkich radnych. Mimo to przy ustalaniu planu pracy Komisji na kolejny rok poprosiłam o wotum zaufania. I znowu wszyscy radni, a szczególnie ci z „drugiej strony stołu”, wręcz oburzyli się, że mogę o coś takiego prosić! Nie minęły cztery miesiące, a ci sami radni, jak to Pan nazwał w nie do końca «cywilizowany sposób» odwołali mnie z funkcji. Nie mieli nawet odwagi wpisać na wniosku o odwołanie swoich nazwisk tylko postawili nieczytelne parafki. Wtedy uwierzyłam, że nawet tu, w samorządach nie dla wszystkich radnych strona merytoryczna w działalności Rady jest najważniejsza, lecz kierują się prywatnymi układami, by nie powiedzieć „politycznymi”. Wcześniej, mimo różnych zawirowań w Radzie, jako radna-nowicjuszka w tym gronie, nie chciałam w to wierzyć. W sprawozdaniu z ostatniego półrocza mojego kierowania pracą Komisji znalazł się jeszcze raport „Losy absolwentów gimnazjów”, do którego dane zdołałam jeszcze przed odwołaniem uzyskać. Oba raporty znajdują się w dokumentacji pracy komisji, dziś już pewnie w głębokim archiwum. O sporządzeniu podobnego raportu na koniec kadencji nikt nawet nie pomyślał. Ale w oparciu o tamte dane i informacje z sesji na temat szkół, śledząc uchwały budżetowe i wnioski dyrektorów należy stwierdzić, że szkoły powiatowe są zadbane, systematycznie unowocześnianie, dzięki czemu ich przystosowanie do pracy w czasie pandemii było możliwe i zostało dobrze przeprowadzone. Generalnie, moim zdaniem, powiat jako organ prowadzący szkoły jest dobrym administratorem. Brakuje jednak dialogu. Pan starosta lubi porównywać szkołę do szkoły, powiat do powiatu, lecz z takich suchych porównań nic nie wynika. Trudno porównać dwoje ludzi wykonujących tę samą pracę, bo zawsze są to różne osobowości. Więc jak tu porównać społeczności szkolne działające w określonych środowiskach? Tu potrzeba indywidualnego podejścia i chęci zrozumienia.
Nie od dzisiaj mówi się o konflikcie pomiędzy powiatem a gminą Myślenice. Wiele rozbieżności na ten sam temat, wiele kontrowersji. Czy radni, w tym także Pani, odnoszą wrażenie, że taki spór trwa i jak ocenia Pani tę sytuację?
Myślę że radni, tak jak i ja, widzą napięcia na linii powiat – Gmina Myślenice. Osobiście słabo znam środowisko myślenickie i jako osoba całkiem bezstronna muszę zgodzić się z przysłowiem że „prawda leży pośrodku”. Dlatego potrzebne są obustronne chęci i działania, aby ten „złoty środek” znaleźć. Dla dobra wspólnego potrzebny jest dialog na argumenty i dobra wola, których obu stronom zapewne nie brakuje.
Jak Pani zdaniem realizowana jest polityka rozwoju powiatu przez starostwo?
Nigdy nie jest tak dobrze, żeby lepiej być nie mogło. Wolałabym nieco inną hierarchię zadań, ale pamiętam, że wola większości jest prawem.
Czy cele, które stawiała Pani przed sobą, jako radna w poprzedniej i w obecnej kadencji są realizowane po Pani myśli?
Na początku poprzedniej kadencji myślałam, że tak jest, że będę mogła coś zdziałać w dziedzinie, na której znam się najlepiej. Ale szybko przekonałam się, że współpraca na rzecz harmonijnego rozwoju powiatu nie jest priorytetem pracy Zarządu. Całkowity brak dialogu, brak chęci porozumienia się. Miałam nadzieję że w tej kadencji będzie lepiej. Niestety podział jest jeszcze wyraźniejszy. Jako radna z Klubu PiS mogę co najwyżej wyrazić swoje zdanie. Trudno więc mówić o realizacji celów. Ale mam nadzieję, że po wyjściu z pandemii wszyscy radni będą mieć więcej empatii i rozpoczniemy konstruktywny dialog.
Czy będzie Pani ubiegać się o reelekcję na kolejne cztery lata pełnienia funkcji radnej?
Dzisiaj nie odpowiem Panu ani tak, ani nie. To jeszcze trzy lata, w czasie których wiele może się zdarzyć. Wiem jednak, że jak długo będę mogła, będę służyć swą wiedzą i doświadczeniem społeczeństwu gminy Sułkowice w formie, jakiej będzie ono ode mnie oczekiwać.